Każdemu, kto wybiera się do krajów muzułmańskich, odradzamy wypożyczanie samochodów, ba, najlepiej w ogóle nie siadajcie za kółkiem.
Muzułmanie jeżdżą jak szaleni, znaki drogowe to dla nich raczej wskazówki, sygnalizacja świetlna to ładna ozdoba, a klaksony służą jako naturalny sposób wyrażania swoich uczuć.
A oto kilka przykładów:
- Na wycieczce w Istambule nasz autobus pojechał jakiś kilometr pod prąd na autostradzie, ponieważ kierowca nie chciał nadrabiać drogi.
- Jechaliście kiedyś w trzy osoby na motorze? Turcy są lepsi, widziałyśmy całą czteroosobową rodzinę jadącą przez miasto na niewielkiej motorynce.
- Jazda pod prąd po torach tramwajowych to też drobnostka dla naszych zmotoryzowanych tureckich kolegów.
- Z kolei w Maroku, naprawdę warto zobaczyć tamtejsze taksówki. Większość z nich to stare mercedesy typu "beczka", jednak są one tak zdewastowane, że aż dziw, że mogą dalej jeździć. Jeden miał pękniętą całą przednią szybę, która była zaklejona płytą CD. W innym, z kolei, żeby szyba się trzymała, kierowca wcisnął pomiędzy nią, a drzwi śrubokręt. A nasza taksówka na Saharę miała tylko jedną gałkę do otwierania okna, po prostu była wymienna.
- "Zimny łokieć" w autobusie? Nic trudniejszego, bo jak jest gorąco, to po co marokańskiemu autobusowi cała boczna szyba?
- W Maroku zdarzyło nam się też zaobserwować, jak pewien młody chłopak, na siłę wepchnął do zatłoczonego autobusu owcę z jagnięciem. Brakowało jeszcze tylko klatki z drobiem...
- Ale trzeba przyznać, że piesi nie są wcale lepsi. Ogółem wyznają zasadę, "po co komu pasy dla pieszych?" Czy to w Turcji, czy w Maroku, każdy może spokojnie przejść przez trzypasmową, ruchliwą ulicę, zatrzymać się na środku, rozejrzeć dookoła i ruszyć dalej tuż pod nosem policji.
Jednak uważajcie na tramwaje, gdyż wpadnięcie pod jego koła będzie kosztowało 2000 lirów, a jak zginiesz, to rachunek pójdzie do Twojej rodziny.