Z powodu niemożebnie drogich biletów lotniczych, święta Bożego Narodzenia musiałyśmy spędzić w Turcji. Koordynatorzy Erasmusa zapewnili nam w tym czasie wycieczkę do Istanbułu, żeby nikt nie był w tym czasie sam, jednak jak się okazało, Turcy wiedzą o naszej tradycji tyle, co my o Bayramie.
W Wigilię, po kilkugodzinnym zwiedzaniu, poszliśmy do kościoła rzymskokatolickiego, gdzie Turcy biegali w tę i z powrotem, robiąc zdjęcia, jakby byli na wycieczce krajoznawczej. Później, plan przewidywał dla nas zabawę w dyskotece. Hm... nasze rodziny śpiewały kolędy pod choinkami, a my tańczyliśmy do rytmów tureckiej muzyki.
W pierwszy dzień świąt z kolei zostaliśmy zaproszeni na uroczystą kolację w restauracji. Od tamtej pory już wiem, że nie lubię móżdżków... Jedzenie było paskudne, zaś wino lało się strumieniami.
Po powrocie do Eskişehir, okazało się, że na miejscu spadł śnieg, a temperatura obniżyła się do... uwaga, minus jednego stopnia! Jednak nasze serca ogrzały się, gdy w osiedlowym sklepiku zobaczyłyśmy na półkach czekoladowe Mikołaje... stojące tuż obok Zajączków Wielkanocnych.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz