środa, 22 lutego 2012

Anadolu Üniversitesi

Jeśli mowa o naszym pobycie w Turcji, to nie sposób nie wspomnieć o Uniwersytecie Anadolu. Jest to miejsce, które zadaje kłam wszelkim plotkom i pomówieniom jakoby Turcja była krajem trzeciego świata. Oczywiście, każdy ma swoje wzloty i upadki, ale to właśnie nasz uniwersytet wznosi się ponad chmury.



Przede wszystkim trzeba powiedzieć szczerze, że nasze polskie uniwersytety się nawet nie umywają do Anadolu. Kampus jest ogromny, tworzy wręcz miasteczko w środku miasta Eskişehir. Żeby na pieszo przejść przez niego główną drogą, bez błądzenia w wąskich uliczkach, potrzeba minimum pół godziny. Przez sześć miesięcy studiów nie zdążyłyśmy dokładnie poznać całego kampusu, tak, że zdobywając najróżniejsze podpisy na naszej obiegówce pod koniec semestru, kilka razy zabłądziłyśmy.



Każde wejście na kampus to olbrzymia brama, przy której stoją strażnicy. Cała architektura kampusu jest bardzo skrupulatnie rozplanowana, nie ma nic pozostawionego przypadkowi, typu: "o, a tu mamy kawał trawnika, postawmy na nim nowy wydział". Cały teren uniwersytecki jest poprzecinany malowniczymi dróżkami, spacerowymi ścieżkami, na każdym kroku natykamy się na zadbane grządki, klombiki, altanki, miejsca do odpoczynku dla strudzonych studentów, a wszystko to dopieszczone, wypielęgnowane. We wrześniu, gdy temperatura nie jest sprzyjająca Polakom, a słoneczko mocno piecze, wszystkie rośliny są zielone, a kwiaty kolorowe. Wciąż widziałyśmy kogoś z personelu podlewającego trawniki i rabatki. Wszędzie były porozsiewane różne rzeźby.






A teraz co miał kampus oprócz budynków różnych wydziałów:
kryty basen, kino, teatr, kilka restauracji, supermarket, pocztę, bank, muzeum, kilka boisk, szpital (taki prawdziwy, nawet lepszy niż nasze, polskie), kawiarnie, kafejki internetowe, centrum kultury i sztuki, szkołę dla niepełnosprawnych, piekarnię, księgarnię.

Tak więc... Aby każdemu studentowi było chociażby dane zobaczyć taki kampus...