Jak na razie pisałyśmy, jak to pięknie było nam w Turcji, czy Maroku, jednak nie można zapomnieć o tym, że choć z jednej strony te kraje są wspaniałe i naprawę wysoko rozwinięte (pod pewnymi względami), to z drugiej panuje tam gdzieniegdzie bieda taka, jakiej w Polsce nie uświadczmy.
Na zdjęciu powyżej zwróćcie uwagę na szarego konia. Aż się przykro robi...
Eskişehir, studenckie miasto, bardzo zadbane i piękne, lecz i tam było widać biedę. Na moście zawsze widziałyśmy małe dzieciaczki siedzące na betonie, czy to lato, czy zima, i sprzedające chusteczki higieniczne. Żal serce ściskał na sam ich widok. Do tego jeszcze biedne dzielnice, w które aż strach się zapuszczać.
Na wycieczce w Kapadocji z kolei na własne oczy widziałyśmy ludzi mieszkających w lepiankach wraz z bydłem, wioski, gdzie nie było bieżącej wody ani elektryczności, dzieci na osiołkach wiozące do domu drewno na opał.
A babcie mają zwyczaj siedzenia na ulicach. Po prostu siedzenia jak kury na grzędzie i obserwowania, co się dookoła dzieje. Á propos siedzenia i patrzenia, w Maroku nie uświadczycie kawiarnianego ogródka, gdzie krzesła byłyby zwrócone tyłem do ulicy. Efekt był ciekawy, człowiek idąc ulicą, miał wrażenie, że jest na scenie bardzo długiego teatru.
Jeżeli zaś chodzi o Maroko, bieda jest dużo bardziej dostrzegalna i wszechobecna. Raz rozmawiałyśmy z zakonnicą z Irlandii, która od kilku lat mieszkała w Asilah. Mówiła, że wszędzie poza wielkimi miastami znajdują się tak zwane "shanty towns", z których ponad 80% nie ma ani bieżącej wody, ani elektryczności. Niektóre rodziny mieszkają na odludziu tak jak czynili to ich dziadkowie, pradziadkowie, oddaleni od jakiejkolwiek cywilizacji o wiele kilometrów.
Co dziwniejsze, w Medynach (odpowiedniku naszych starych miast), także widać ubóstwo. Są one zatłoczone, brudne, zaniedbane, no i wszędzie biega mnóstwo dzikich kotów.
Na deptaku, który ciągnął się wzdłuż rzeki Porsuk, co kilka kroków można było natknąć się na ludzi handlujących pieczonymi kasztanami. Oczywiście było to nielegalne, a więc któregoś dnia byłyśmy świadkami najazdu policji na obnośnych handlarzy. Na zawsze chyba pozostanie w naszej pamięci widok starszego pana, pędzącego z wózkiem ulicą i gubiącego za sobą gorące kasztany i węgielki.
Po dworcach autobusowych zazwyczaj spaceruje sobie drób, a na ulicach miejscowi wprost rzucają się na turystów w nadziei, że ci coś od nich kupią
I co nas rozbawiło, mogłyśmy przejeżdżać przez najgorsze slumsy w mieście, a wszystkie ściany i dachy były wprost pokryte antenami satelitarnymi.
Choćby nie wiem, jak było pięknie, w jak luksusowym resorcie byście byli, pamiętajcie, że gdzieś tam za rogiem ludzie żyją jak w średniowieczu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz